czwartek, 27 grudnia 2012

Piraci!

Ta frakcja świata TLG ujrzała światło dzienne kiedy wkraczałem w szczególny okres żywota. Około 89-90 roku. Miałem wtedy lat 15 i oczywiście byłem już dorosły, bardzo poważny i klocki lego nie do końca pasowały do tego zestawu cech jakże pożądanych.

Był bowiem czas, kiedy zdawało mi się, że zostanę gwiazdą rocka i będę bardzo fajny. Później zdawało mi się, że powinienem być bardzo poważny i to wtedy będę bardzo fajny. Dziś rozumiem, że jedno i drugie było dokładnie tym samym. I dziś na szczęście mogę już spokojnie powiedzieć, że bardzo lubię swoje klocki.

Wracając na pokład brygantyny: z serii pirackiej dostałem jeszcze od mamy dwa niewielkie ale miodne komplety, które dotrwały do dziś w doskonałym stanie, ponieważ nie bawiłem się nimi jakoś intensywnie. Ot, poskładałem i tyle. Nie wszystkie elementy ocalały, czegoś tam brakuje, ale to, co mam w swojej kolekcji jest zupełnie ok, relatywnie dobrze się ma, jak na ponad 20 lat, które minęły od momentu, kiedy otworzyłem pudełko z napisem Legoland (jeszcze!).




Tak, mam do tej serii wyjątkowy stosunek. Przygodę z Lego zacząłem od malutkiego zestawu z 6 kosmonautami klasycznej serii Space ok. 1984 r. Najsilniejsze wrażenie robili na mnie rycerze z serii Castle i to ten nurt wciągnął mnie na długie lata. Z piratami żegnałem swoje dzieciństwo - jakby to patetycznie nie brzmiało, tak właśnie było.

Tym ciekawszy powrót. Tym cieplej na sercu, kiedy się patrzy na te maleństwa dziś, z perspektywy. Mam zamiar zająć się nimi tak, jak wtedy nie dało już rady. Zasługują na coś więcej :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz